
Call of Duty: Black Ops
Call of Duty: Black Ops – odgrzany kotlet czy wiesienka na torcie?
Gracze po Call of Duty Modern Warfare 2 długo czekali na nową odsłonę serii Call of Duty. W 2010 roku ukazała się tak długo wyczekiwana, licząca na miliony sprzedanych kopii pozycja – Call of Duty: Black Ops. Była to największa premiera tamtego roku i bez wątpienia okazała się najlepszą grą studia Treyarch.
Część jest wyśmienita pod względem fabuły, która jest całkiem zrozumiała oraz szaty graficznej, zadowalającej oczy wymagających graczy. Niestety nie zobaczyliśmy tutaj niczego nowego, stare dobre Call of Duty, dużo strzelania, wagon wrogów i dużo trupów. Każdy z nas może indywidualnie orzec czy taki stan gry świadczy o stagnacji i braku pomysłów czy może raczej o wyrobionej renomie serii. Jedno jest pewne gra zapada w pamięć i dobrze się w nią „pyka”.
Możemy zagrać tutaj w dwa tryby – kampanię, przeznaczoną dla pojedynczego gracza oraz multiplayer, dla wielu graczy online. Fabuła kampanii rozpoczyna się od mocnego kopnięcia prądem głównego bohatera, czyli Aleksa Masona, który jest przesłuchiwany przez zniekształcony głos zza szyby. Obydwu panów spaja ciąg cyfr zakodowany w umyśle Masona. Dzięki groźbom i zachętom główny bohater przypomina sobie raz po raz wydarzenia z ostatniej dekady i pozwala nam wcielać się w ich głównego uczestnika, którym był on sam.
Wydarzenia mają miejsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Wraz z Jasonem Hudsonem z CIA i innymi pomocnikami ruszamy w pogoni za informacjami dotyczącymi bojowego gazu trującego noszącego nazwę Nova 6. Wędrujemy pomiędzy zatoką świń – 1 misja – gdzie spotykamy Fidela Castro, pojawiamy się w wietnamskiej dżungli. Pomimo chaotycznych przejść pomiędzy lokacjami, całość fabuły jest dopracowana i zrozumiała.
Kultowymi misjami jest między innymi ucieczka głównego bohatera z Wiktorem Reznovem oraz innymi więźniami z sowieckiego łagru Workuta czy lot śmigłowcem w Wietnamie w rytm przeboju The Rolling Stones „Sympathy for the Devil”, niesamowicie klimatyczne. Dodatkowym atutem tej części jest tryb zombie, w którym musimy przetrzymać jak najwięcej fal atakujących na daną lokację zombie. Z każdą następną falą przeciwników jest coraz więcej, a nasze zdolności w pewnym momencie są stałe, może być ciężko. Na koniec kilka słów o multiplayerze. Ten tryb jak zawsze nie zawodzi, nadal jest okropnie wciągający, zmusza do spędzenia setek godzin przed komputerem. Nowe bronie, mapy i tryby przyprawiają nas o westchnienia zachwytu. Mamy tutaj również do czynienia ze specjalną walutą „CoD points”, która umożliwia zakup wielorakich atutów w rozgrywce multiplayer. Serdecznie zachęcam do kupna tej pozycji, dla mnie ta gra to majstersztyk.